W 28. SUBIEKTYWNYM SPISIE AKTORÓW TEATRALNYCH Jacka Sieradzkiego znalazła się aż trójka aktorów Teatru Nowego w Poznaniu.
Martyna Zaremba-Maćkowska (na fali) – „W spektaklu CHCIAŁBYM NIE BYĆ opowiadającym o ludziach, którzy znikają bez śladu, reżyser Adam Ziajski wprowadza na scenę poznańskiego Nowego dużą, prostopadłościenną bryłę lodu, a ona staje na niej bosymi stopami. I prowadzi narrację, choć jest jasne, że zimno sprawia jej ból. Spektakl otwiera niesamowity kadr z filmu Wernera Herzoga, na którym widać, jak samotny pingwin odrywa się od stada i rusza na przełaj przez pola lodowe w pustkę, gdzie nie ma nic i gdzie czeka go tylko śmierć. Czy z tego obrazu inscenizator wyprowadził pomysł na scenę z bryłą lodu? A jeśli tak, czy to był powód wystarczający? Nie wiem, dręczy mnie ten obraz, teraz już w oderwaniu od tematu spektaklu. Tam aktorka zadająca sobie torturę, żeby mi przesłać ważną emocję, tu ja, w cieple, butach i skarpetkach. Czy bez jej zmarzniętych nóg ta emocja by do mnie nie dotarła? Czy machnąłbym na nią ręką, czy jestem zblazowanym widzem? Aliści z drugiej strony, ile jest widowisk, gdzie chciałoby się czym prędzej rzucić w scenę śnieżką, żeby jakakolwiek emocja zechciała się tam obudzić? Między Scyllą ekscesu – bo to był eksces – a Charybdą rutyny jest i zawsze był dosyć wąski przesmyk. Wymagający nawigacyjnego wysiłku od wszystkich, od tych, co tworzą i tych, co patrzą. Ale warto tam żeglować; niech ta garść notatek w miarę sił o tym świadczy”.
Łukasz Schmidt (zwycięstwo) – „Czy dobrze pamiętam, że sprowadzano go do Poznania, gdy trzeba było robić szybkie zastępstwo za chorego Łukasza Chrzuszcza? Odtąd Nowy ma w składzie dwóch Łukaszy reprezentujących endemiczną specjalność: aktorstwo charakterystyczne. Takie, gdzie aktor się transformuje: zmienia fizyczność, sylwetkę, twarz. Co więcej, sprawia nie tylko, że za każdym razem widzimy go innego, ale i to, że ta jego zmieniona osoba z miejsca jest znacząca, mówi widzom o sobie skrętem ciała, sposobem noszenia kostiumu, sposobem mówienia, ba, czymś tak niemodnym, jak charakteryzacja. Mówię niemodnym, bo mam wrażenie, że aktorzy wchodzący w zawód uczeni są lekceważenia owej zewnętrznej zmienności, mają ją za staroświeckie, naiwne udawactwo. Zdaje im się, że wszystko zastąpi szczerość, prywatność, a przede wszystkim poprawność ideologiczna wkładanych w dzieło treści. Otóż nie zastąpi. Taki, ot, spektakl Mariusza Zaniewskiego DZIEWCZYNKA Z ZA/PRZYSZŁOŚĆ BOLI TYLKO RAZ wręcz kipi od obowiązujących proekologicznych i antykapitalistycznych frazesów, aliści tylko postacie przez niego budowane, przebrzydły bogacz zwany Jeden Procent, albo zupakowaty Sierżant Świnia, mają porządną formę, kształt, wyrazistość, jasną treść. A takie są przecież do cna niesłuszne”.
Ildefons Stachowiak (zwycięstwo) – „Lata pięćdziesiąte w rozkwicie, poznański oddział Związku Literatów portretowany w spektaklu Marcina Kąckiego (tekst) i Anety Groszyńskiej (reżyseria) KRZYCZ BYLE CISZEJ (Teatr Nowy, Poznań). Przybył kolega z centrali. Facet z teczuszką, w okularach, z tłustą fryzurą – ale nie żadna karykatura komunistycznego biurokraty, śmieszna i rozbrojona. Facet z uśmiechem, w którym nie ma sympatii. Ktoś, kto znalazł przyjemność w takim cedzeniu słów, że wygląda, jakby pod nimi coś się kryło. Jakieś podejrzenie, jakaś insynuacja. To działa: rozmówcy peszą się, plączą, gubią resztki pewności siebie. A on nie musi być ubekiem, wyrywać wrogom paznokcie. Wystarczy, że wie, jaka obowiązuje hierarchia władzy i umie się w tę hierarchię wpisać. Misterny epizod o draństwie i strachu mądrze zagrany bez podniesienia głosu, bez zbędnego gestu – jedynie lekkim przeciąganiem słów, ożywiającym się chwilami spojrzeniem, starannie wyważoną pewnością siebie, czujnym napięciem ciała. Przejmujący obrazek. Ku przestrodze? Bo to nie zamierzchła przeszłość, niestety”.
Z pełną treścią 28. SUBIEKTYWNEGO SPISU AKTORÓW TEATRALNYCH Jacka Sieradzkiego można zapoznać się TUTAJ.