Dyrektorka, przyjaciółka, legenda Teatru Nowego. Wybitna artystka. Minister Kultury w rządzie Tadeusza Mazowieckiego. Silna, mądra i odważna kobieta. We wrześniu wspólnie świętowaliśmy stulecie Teatru Nowego. Niemożliwe, gdyby nie Ona. Dziś jesteśmy świadkami końca epoki.
Pożegnanie Izabelli Cywińskiej odbędzie się 9 stycznia w Warszawie. Msza żałobna rozpocznie się o godz. 12.30 w Kościele Środowisk Twórczych przy Placu Teatralnym 18, a państwowa uroczystość pogrzebowa o godz. 15.00 na Cmentarzu Wojskowym przy ul. Powązkowskiej 43/45 (kondukt żałobny wyruszy spod bramy głównej). Rodzina Zmarłej prosi, aby zamiast kwiatów dokonywać wpłat na Fundusz Obywatelski im. Henryka Wujca FUNDACJA DLA POLSKI, nr konta 87 1140 1010 0000 5294 4600 1021.
23 grudnia 2023, w wieku 88 lat, zmarła Izabella Cywińska.
Rodzinie i bliskim Zmarłej przekazujemy wyrazy współczucia.
I żegnamy Panią Dyrektor wspomnieniem, którym podzielił się z nami Andrzej Lajborek, aktor Teatru Nowego od 1975 roku.
***
Ogromnie trudno mi pozbierać myśli. Wigilia rano, święty dzień największej corocznej wspólnoty, a tu taka wiadomość… Dzwoniłem do Niej wczoraj wieczorem z życzeniami, nie odebrała.
Poznaliśmy się ogromnie dawno, gdy – po jednym zapraszającym telefonie – znalazłem się w Nowym. Iza była wulkanem energii, zarażając nią wszystkich wokół siebie i właściwie wymuszając od współpracowników podobny styl działania. Wszędzie Jej było pełno i momentami zdawało się, że potrafi być w kilku miejscach jednocześnie. Potrafiła rozmawiać z każdym, wymagając konkretów w rozmowie, a zwłaszcza w realizacji umówionych postulatów. Nie znosiła wodolejstwa.
Sprawa nie do załatwienia? Wolne żarty, Iza nie znała takich. Z dzisiejszego punktu widzenia to może wydawać się nie do pomyślenia, ale wówczas nawet załatwienie papieru toaletowego dla teatru bywało niebotycznym problemem. A Iza załatwiała głośniki we Wrześni, farbę na przemalowanie widowni – bezpośrednio u producentów, radziła sobie nawet z mieszkaniami dla aktorów. Zespół był w większości młodziutki stażem, tuż po szkołach aktorskich, więc Iza uczyła nas nawet przeprowadzania rozmów sezonowych z dyrektorem.
Jej marzeniem było zrobienie teatru poniekąd rodzinnego, w którym wszyscy pracownicy, od aktorów po technikę i administrację, czuliby się jak u siebie. Tak się rzeczywiście stało. Czasy też były inne, z ciągle małą, w sensie możliwości, telewizją, z mało zapraszającym filmem. Nie mieliśmy jeszcze rodzin, więc w bufecie fetowało się urodziny, imieniny, premiery, święta, życie. Boże Narodzenie bez opłatka nie istniało, nie brakowało nikogo. No, chyba że ktoś był chory. Przychodził zaprzyjaźniony ksiądz, śpiewaliśmy kolędy i nikogo nie trzeba było namawiać do tego absolutnego zbratania. Przesiadywaliśmy godzinami w teatrze, rozmawialiśmy, kłóciliśmy się na wszystkie tematy. A Iza była jak zastępcza matka, opiekunka roztaczająca najbardziej czułą opiekę nad wszystkimi i każdym z osobna.
Pamiętam, jak nagle zmarł mój tata. Dowiedziałem się o tym na próbie. Iza natychmiast podeszła, wzięła mnie za rękę, poszliśmy do Jej gabinetu, wypiliśmy po lampce koniaku, pocieszała, jak mogła.
Załatwiała nam granie w filmach, w telewizji, zarówno dla splendoru, jak i zarobku. Przychodziliśmy do Niej z prywatnymi problemami i nie zdarzyło się, by nie poradziła, nie pomogła. Naprawdę: taka zastępcza matka.
Wszyscy Ją znali, a i ona przyjaźniła się z „całym Poznaniem”. Kolega po pijaku znalazł się w izbie wytrzeźwień? Po godzinie był w domu. Ktoś dostał mieszkanie i nie miał żadnych mebli? W ciągu tygodnia Iza załatwiała wejście do odpowiedniego magazynu od tyłu.
To nie znaczy, że nie potrafiła być, mówiąc bardzo delikatnie, stanowcza. Jeśli ktoś z nas zasłużył na awanturę, Iza naprawdę nie przebierała w słowach, to były straszne chwile.
Iza kochała teatr zespołowy. Nawet przy małoobsadowych pozycjach, gremialnie statystowaliśmy. Repertuar był szalenie różnorodny, reżyserów, scenografów i kompozytorów także ściągała przednich. Jeździliśmy na większość festiwali i jeśli nawet nie przywoziliśmy nagrody, wszędzie chwalono właśnie umiejętność gry zespołowej.
Nie należała do zazdrośników, którzy nie dopuszczają innych twórców do pracy. Teatr społeczny i, poniekąd, polityczny był Jej największym żywiołem. Potrafiła zrobić ciekawe spektakle z zaadaptowanej prozy, poezji… Propozycje Izy były zawsze o czymś. Przeszła świetną, niezwykle solidną szkołę reżyserską pod okiem mistrzów zawodu. Zawsze w pracy konsekwentna, ale otwarta na pomysły aktorów, potrafiła przyznać rację, jeśli pomysły kogoś z nas miały uzasadnienie.
Kiedy nadszedł dla Polski nowy czas, odeszła do ministrowania. „Muszę, po prostu muszę. Całe życie o to walczyłam, żeby tak się właśnie stało. Wygraliśmy!” – tak powiedziała na ostatnim z nami zebraniu przed wylotem na stałe do Warszawy. Ale o nas nie zapomniała. Pisała życzenia na nasze zespołowe i prywatne jubileusze, z okazji każdego „lecia” pracy, przyznanych nagród… Żaden dyrektor poza Nią tego nie robił… Widywaliśmy się jeszcze przy różnych okazjach, ale w naturalny sposób zwiększał się dystans. A teraz ta wiadomość – przecinająca jakąkolwiek perspektywę spotkania.
Izo! Dziękuję Ci za te lata. Za to, że byłaś taka, jaka byłaś!
Do zobaczenia!
***
fot. Bartłomiej Jan Sowa