Po dwóch koncertach poświęconych rosyjskiej piosence literackiej zapraszam Państwa na spotkanie o nieco innym charakterze: z polskimi szlagierami z lat 50. XX wieku. I z ich intrygującą, choć zapomnianą już nieco historią. Warto wszak pamiętać, że te melodie mogły powstać, bo ograniczenia pierwszej części dekady, upływającej pod hasłem budowy nowego ustroju, szczęśliwie z czasem poluzowano, pozwalając piosenkom, by stały się znów bliższe codzienności. I że te lata w muzyce to nie tylko nieśmiertelni Mieczysław Fogg, Zbigniew Kurtycz, Marta Mirska, Natasza Zylska czy Jan Danek, ale też kabarety, z gdańskimi To-Tu i Bim-Bomem, warszawskim STS-em, krakowską Piwnicą. Starałem się uwzględnić także ich obecność.
A same piosenki? Pisane zwykle przez świetnych przedwojennych fachowców, z Władysławem Szpilmanem, szefem redakcji muzyki rozrywkowej Polskiego Radia, na czele, łączą atrakcyjną muzykę z tekstami mistrzów pióra – od Gałczyńskiego i Jurandota po Ludwika Jerzego Kerna, Agnieszkę Osiecką, Andrzeja Jareckiego, Kazimierza Winklera czy Włodzimierza Patuszyńskiego. Wszyscy oni tworzyli według reguł starej szkoły, obowiązującej wówczas w całym świecie: piosenki miały czytelną, z reguły łatwą do zapamiętania melodię, dzieliły się wyraźnie na zwrotki i refren, a w tekście musiał znaleźć się tzw. szlagwort.
Skuteczności tej formuły dowodzi fakt, że wiele z tamtych piosenek na dobre osadziło się w naszej zbiorowej pamięci… I mam nadzieję, że sobie to dzisiaj udowodnimy. Zapraszam! Powspominajmy, pośmiejmy i powzruszajmy się, ale przede wszystkim pośpiewajmy. Bo przecież ŚWIAT NIE JEST TAKI ZŁY, skoro wciąż jest w nim miejsce dla starych szlagierów! (Andrzej Lajborek)